Obserwuj

Kiedy odejdzie koń

Kiedy kupujesz konia, ostatnią sprawą, o jakiej myślisz, jest jego odejście. Niestety jest to naturalna kolej rzeczy.
3 kwietnia, 2023
5 minut czytania
Parados / Siwy

Doświadczenie straty związane jest nie tylko z utratą zwierzaka, z którym byliśmy związani, ale także rutyny, gdyż opieka nad koniem stanowi dużą część codziennego życia. Strata odnosi się też do niespełnionych marzeń i niezrealizowanych planów.

Przeżycie straty to proces żałoby. Przejście przez ten proces może być mniej lub bardziej czasochłonne, na pewno kosztuje nasz organizm bardzo dużo energii.

Reakcja na stratę

Każdą reakcję można uznać za normalną. Osoba doświadczająca starty może doznać szoku, zamrożenia, zaprzeczenia. Może krzyczeć, płakać, czuć lęk, złość a nawet agresję.

Intensywność przeżywanych emocji zależy od sytuacji. Na pewno duże znaczenie na naszą reakcję ma fakt, jak bardzo zaskakujące jest odejście — czy nasz podopieczny przewlekle chorował, czy dożył sędziwego wieku, czy uległ nagle poważnemu wypadkowi lub chorobie, czy musieliśmy podjąć decyzję o eutanazji.

Wielu opiekunów na początku żałoby zaprzecza stracie. Jest to reakcja obronna, która pozwala, chociaż w minimalnym stopniu, zminimalizować stratę i jakoś funkcjonować.

Gdy dociera do nas, że śmierć jest prawdziwa, reagujemy rozpaczą, złością, lękiem. Jeśli rozpacz jest głęboka może prowadzić do stanu odrętwienia i apatii. Emocje towarzyszące stracie są tak silne, że wyczerpują nas zarówno na poziomie emocjonalnym, jak i fizycznym.

Również normalną reakcją jest uczucie ulgi, że cierpienie chorego zwierzęcia się skończyło.

Ważnym elementem żałoby jest akceptacja odejścia i przypominanie sobie dobrych chwil, wspólnych radości. To wspomnienia są tym, co zostaje na zawsze.

world’s been spinning since the beginning and everything’ll be alright”

Chociaż akceptacja śmierci i pogodzenie się z nią jest trudnym procesem, to fakt przemijania — narodzin i śmierci jest naturalnym i nieuchronnym cyklem i lekcją, że nic nie jest dane w życiu raz na zawsze i nie nad wszystkim możemy mieć kontrolę, że wszystko jest przejściowe i nie ma co się bać. Tyle w teorii.


Starta konia z autopsji

Pisząc ten tekst minęły dwa tygodnie od śmierci mojego konia. Odszedł niespodziewanie, w tragicznych okolicznościach — dostał kolki, nie reagował na leki podane w stajni, więc bardzo szybko podjęłam decyzję o wyjeździe do kliniki. Niestety nie było szans na leczenie, więc mój koń został poddany eutanazji.

Z pewnością doznałam gigantycznego szoku, gdyż nigdy wcześniej nie miał objawów kolkowych. Żył w najlepszych warunkach, jakie mogłam mu zapewnić — siano 24/7, padokowanie do oporu, końskie towarzystwo w małym i spokojnym stadzie, optymalna dieta oparta na paszy objętościowej z suplementacją witaminowo-mineralną, probiotyki, siemię lniane, niestresujące życie, sporadyczne jazdy w teren, spacery w lesie w ręce z popasami, regularna profilaktyka zdrowotna — szczepienia, zęby, terminowe odrobaczanie, gastroskopia, aby sprawdzić, czy koń ma wrzody, bo łykawy, kwas hialuronowy dla poprawy mobilności…

Dobrostan mojego konia był dla mnie priorytetem. Często spędzał mi sen z powiek i pewnie sporo znajomych miało dosyć moich wywodów na temat tego, w jakich warunkach powinien żyć koń, co powinien jeść, jakie podawać suplementy, jak zapewnić mu dobrostan fizyczny i psychiczny.

Kupno konia było pewnego rodzaju zachcianką, spełnieniem marzeń nastolatki, przez 30-letnią kobietę. Nie byłam świadoma większości spraw związanych z opieką nad nim. Koń początkowo był, aby na nim jeździć, ale życie szybko zweryfikowało, że nie będzie łatwo i przyjemnie.

Nasza wspólna droga była procesem, podczas którego zmieniały się cele — ze względu na ilość czasu, na kontuzje (bardziej moje niż konia), na mindset. Mój Paradoks uświadamiał mi bardzo często, że nie mogę mieć nad wszystkim kontroli, że trzeba odpuszczać, że trzeba być tu i teraz, że on ma swoje potrzeby, które niekoniecznie są tożsame z moimi planami w danym dniu i tyle.

Jestem mu niezmiernie wdzięczna, za lekcję, jaką opisałabym słowami, które chyba usłyszałam w podcaście Agaty Wiatrowskiej “Niezależnie od tego dokąd dojdę, ważniejsze jest, kim się stanę dzięki tej drodze”.

Jest mi żal, smutno i mam poczucie ogromnej niesprawiedliwości. Mogłabym w nieskończoność zadawać pytanie “Dlaczego to przytrafiło się nam?” Mam świadomość, że mój żal i rozgoryczenie nie zmienią niczego i że prędzej, czy później doświadczyłabym tej straty.

Tego stanu doświadczy każdy opiekun, o ile nie sprzeda wcześniej konia. Nikt nie wie, ile jeszcze wspólnych dni zostało w kalendarzu, dlatego warto każde spotkanie traktować jako “nadzwyczajne”, mimo że z reguły jest zwyczajne. Nasze przedostatnie spotkanie takie nie było. Mam je nagrane w telefonie. Dzień przed jego odejściem zrobiłam z niego rolkę na insta z muzyką PINK – Cover me with sunshine

cover me in sunshine
shower me with good times
tell me that the world’s been spinning since the beginning
and everything’ll be alright

Nie przypuszczałam, że te słowa będą tak trafne, a ta piosenka na zawsze będzie mi się kojarzyć z Nim. Byłam z moim Paradoksem tego feralnego dnia do samego końca. Dla mnie ma to ogromne znaczenie. 

Śmierć swojego przyjaciela odchorowałam również fizycznie — boli umysł, boli dusza, boli ciało.

Nie odczuwam tej straty na poziomie zmiany rutyny, bo nie byliśmy w treningu, nie miałam go w swojej stajni przy domu, ani też nie musiałam opiekować się przez dłuższy czas chorym przewlekle półtonowym zwierzakiem, za co w pewnym sensie jestem wdzięczna losowi. 

Nie musiałam decydować, czy nadszedł już czas, kiedy należy pożegnać się z przyjacielem i pozwolić mu odejść. Wiem, że takie decyzje są równie trudne i bolesne, jak nagła strata i zawsze pozostaje pytanie, czy decyzja została podjęta za wcześnie, czy za późno. Zwierzęta milczą w cierpieniu.

Dziwne jest, że z pewnymi osobami mogę mówić o tym zdarzeniu,  a z innymi w ogóle — dokładnie tak, jakbym chciała je wyprzeć z głowy. Nie polecę nikomu środka, na końską żałobę, bo ja takiego nie odkryłam.

Jedni znajdują nowe hobby, inni nowego przyjaciela. Jako 40-latka nie rozważam zakupu kolejnego konia, gdyż jest to (z założenia) długoterminowe zobowiązanie oraz odpowiedzialność i chyba chcę być bardziej “mobilna” w kolejnym dziesięcioleciu. Poza tym czuję lęk, że takie zdarzenie mogłoby mieć znowu miejsce, co nie jest rzadkim przypadkiem. Dodatkowy czas, jaki teraz mam, chyba “zainwestuję” w inne dziedziny życia, które zarosły mchem przez ostatnie 9 lat.

Nie chciałabym tracić kontaktu z końmi. Obcowanie z nimi jest terapeutyczne. Bycie “dobrą ciocią” ma jednak zupełnie inny wymiar i zwalnia z poczucia obowiązku oraz odpowiedzialności za podejmowanie decyzji.

Decyzje, które podejmowałam w ostatnim czasie, uwzględniły na pierwszym planie dobro mojego siwensa, przez co jest mi w pewnym sensie łatwiej akceptować jego odejście. Mam poczucie, że zrobiłam wszystko, co było w mojej mocy, aby miał zdrowe, szczęśliwe i typowo “końskie” życie.

Dodaj komentarz

Your email address will not be published.

Niedawno opublikowane