Czy zmiana sposobu chowu konia wymaga zmiany sposobu myślenia dotyczącego jego potrzeb? W tej części dowiesz się dlaczego wybrałam taką drogę dla swojego czterokopytnego i z jakimi wiąże się to konsekwencjami z perspektywy pensjonariusza, w drugiej części poznacie opinię właściciela stajni, który w końcu poszedł “na swoje”.
Skąd taki pomysł
Kupując konia 8 lat temu totalnie nie miałam zielonego pojęcia o końskich potrzebach. Moje myślenie o zwierzaku sprowadzało się w skrócie do myśli: Na koniu się jeździ i koń stoi w stajni.
Pierwszy pensjonat był bez padoków, pastwisk z małym okólnikiem z przewagą koni rekreacyjnych, które jadły 2 razy dziennie owies i to nie w małych ilościach, bo były w regularnej pracy. Mój wtedy 7 letni koń z pewnością zbytnio się nie przepracowywał, a ja dziwiłam się, czemu większość jazd kończy się rodeo.
Po pół roku przeniosłam zwierza do stajni, w której był na padoku od rana do zmroku, zmiana w zachowaniu była znacząca. Chyba w tamtym czasie zrobiliśmy jako para największy jeździecki progres. O żywieniu koni dalej niewiele wiedziałam ale zaczął mnie ten temat bardzo interesować i odkryłam, że konie powinny mieć dostęp do siana na padoku zimą, a niestety nie miały.
Moje oczekiwania w stosunku do jakości oferowanych przez stajnię usług rosły i po prawie dwóch latach znowu zmieniliśmy stajnię na typowy pensjonat bez rekreacji z infrastrukturą do treningu – duży kwarcowy maneż, hala, karuzela. Wszystko, czego jeździec potrzebuje do samorealizacji.
Konie były padokowane na sporych pastwiskach od maja do końca października, a od listopada do kwietnia stały na stosunkowo małych kwaterach do godz 13-13.30. W początkowym okresie taki sposób trzymania konia był dla mnie oczywistą oczywistością – koń był w pracy nie licząc przerw związanych z bolącymi plecami, czy drobnymi kontuzjami.
Zachowanie konia zimą było zupełnie inne niż latem. Dlaczego? Mało ruchu, krótki czas poza stajnią na małej kwaterze, mniej pracy. Koń każdej zimy stawał się wybuchowy i płochliwy, a o spacerach do lasu, które w poprzedniej stajni nie stanowiły problemu, mogłam zapomnieć.
Trzy lata temu u siwego zaczęły pojawiać się problemy zdrowotne – szpat, później przewlekły kaszel (zimą). Testy alergiczne nic nie wykazały ale koń miał przyspieszony oddech, notorycznie wydzielinę z nosa. Dwa lata temu wylądował na klinice z powodu zmiany nowotworowej na powiece. Kiedy koń wrócił z kliniki miałam wrażenie, że jego duch gdzieś się ulotnił – był jak “po praniu mózgu” – stracił pewność siebie w kontaktach z innymi końmi, zaczął łykać. Wyglądał i zachowywał się tak, jakby miał depresję.
Moja kondycja fizyczna i psychiczna była również fatalna. Najpierw “wysiadły” mi plecy, a gdy tylko wróciłam do jazdy, doznałam jesienią bardzo poważnej kontuzji – zerwania więzadeł w stawie skokowym. Powrót do sprawności zajął mi prawie cztery miesiące i gdyby nie pomoc Kolety, z którą prowadzę ten serwis, koń spędziłby zimę wychodząc na 6 godzin na mały padok i chodząc godzinę w karuzeli. Ktoś pomyśli, że to i tak dużo, ale doba ma 24 godziny, a konie nie śpią od 22 do 6 rano.
Myślę, że każde negatywne doświadczenie jest po coś. Gdyby nie nasze problemy zdrowotne, nie zaczęłabym pochłaniać wiedzy i szukać rozwiązań, by poprawić jakość życia swojemu zwierzakowi, szczególnie w okresie zimowym.
Wiedziałam już, że sama jazda i treningi nie wnoszą do mojego życia wartości dodanej i są źródłem frustracji. Wiedziałam, że to na czym się chcę skupić, to zbudowanie między nami relacji na nowo.
Na zmianę sposobu myślenia o tym, co ma wpływ na jakość relacji konia i człowieka miał wpływ kurs Gabi Neurohr – 30 days relationship fast track. Dzięki niej zmieniłam mindset. Od tego czasu priorytetem dla mnie stał się dobrostan konia, a nie moja wygoda, wynikająca z możliwości korzystania z infrastruktury.
Zaczęłam czytać fora, zdobywać wiedzę, pytać i stwierdziłam, że chcę wysłać konia na wolny wybieg i że będzie to najlepsze rozwiązanie, które pozwoli mi na reset i odpoczynek, a koń dostanie minimum, które jest niezbędne do utrzymania go w dobrej kondycji psycho-fizycznej – siano 24/7, stado, swobodny całodobowy ruch na większej przestrzeni.
Przeprowadzka
Pomysł z przeprowadzką dojrzewał parę miesięcy ale nie byłam przekonana o słuszności decyzji na 100%. Bardzo trudno jest wyjść poza strefę własnego komfortu – opuścić stajnię w której spędziło się 5 lat i w dobrych warunkach, z nienajgorszym dojazdem i bardzo dobrą opieką, jaką zapewniała właścicielka stajni wszystkim koniom bez wyjątku. Świadomość, że można zostawić konia na dwa tygodnie, pojechać na wakacje, a zwierzę otrzyma niezbędną pomoc weterynaryjną w przypadku “awarii” jest naprawdę bezcenna, gdy stacjonuje się w pensjonacie.
Niemniej jednak czułam, że jeśli nie spróbuję, to nigdy nie będę wiedzieć, czy chów wolnowybiegowy to jest to, czego potrzebuje w tej chwili mój koń i ja. Nadarzyła się okazja, gdyż w przyzwoitej odległości od mojego domu powstała nowa stajnia wolnowybiegowa. Dwie koleżanki ze starej stajni również podjęły decyzję o przeprowadzce w względów zdrowotnych swoich wierzchowców, więc było nam raźniej. Decyzja została podjęta spontanicznie i patrząc z perspektywy czasu chyba przygotowałabym do niej konia lepiej – przede wszystkim zadbałabym wcześniej o jego odporność, bo oczywiście początki w nowym miejscu nie były “brylantowe”. Poza tym wszelkie stajenne problemy i niedogodności wychodzą dopiero po czasie, tym bardziej jeśli jest to nowy obiekt.
Wolny wybieg – czas start
Jako że stajnia była nowa, pierwsi pensjonariusze zjawili się tego samego dnia. Stado początkowo liczyło 9 koni, później zaczynały się pojawiać kolejne i musiały się “poukładać”. Było to dla mnie jako właścicielki “wychuchanego konika z boksu” dosyć traumatyczne przeżycie. Mój koń dostał bęcki od…kolegów ze starej stajni – z jednym stał boks w boks, z drugim na kwaterze i pastwisku. Oto co znaczą i jak kruche są końskie więzi wśród koni stojących w boksach i trzymanych przez parę godzin na kwaterze w zestawie dobranym wg upodobań właścicieli, a nie samych koni 😉 Siwy był poharatany od uszu po ogon, został odcięty od stada, a jego aklimatyzacja trwała prawie trzy miesiące.
Nowe miejsce – spadek odporności
Niestety każda zmiana stajni, a co więcej zmiana sposobu chowu konia, przyczynia się do spadku odporności. Całe stado przez parę miesięcy nękały różne dolegliwości – zaczynając od świerzba i grudy, kończąc na infekcjach dróg oddechowych. Dlatego uważam, że zmieniając stajnię, trzeba przed przeprowadzką jak i po, zadbać o odporność przez właściwe żywienie i wprowadzenie odpowiedniej suplementacji – probiotykami, drożdżami, ziołami, czy też innymi preparatami weterynaryjnymi. Warto również zrobić kontrolne badanie krwi, aby wykryć i wyeliminować nieprawidłowości, które mogą być objawem lub przyczyną problemów zdrowotnych.
W końcu z prądem
Z początkiem jesieni koń w końcu się zaaklimatyzował się i znalazł swoje miejsce w stadzie. Nasza przeprowadzka nastąpiła w lipcu, więc nie miał problemu z przystosowaniem się do warunków pogodowych oraz stopniowego spadku temperatury nocą.
Świetnie zarósł, a pierwsza zima poza stajnią w żaden sposób nie odbiła się negatywnie na jego kondycji fizycznej. Konie w naszym pensjonacie miały zapewniony nieograniczony dostęp do sianokiszonki, która jest bardziej energetyczna. W okresie pastwiskowym jest siano; treściwe zadawane jest dwa razy dziennie – albo pensjonatowy mix, albo to, co przygotuje właściciel, czyli są na tzw. “diecie pudełkowej”. Żaden koń w stadzie nie był derkowany.
Zmiana na lepsze
Po roku spędzonym na wolnym wybiegu, który był dla mnie mentalną sinusoidą – od zachwytów, po przekleństwa, muszę stwierdzić, że nie wsadziłabym swojego zwierza z powrotem “za kratki”.
Problem łykania nie minął definitywnie – ale znacząco się zmniejszył. Kopyta nigdy nie były w lepszej formie, koń nie znaczy, nie jest kulawy, w stawach mniej “strzyka”. Po ostatniej wizycie fizjoterapeuty okazało się, że nie ma znaczących napięć, ani dolegliwości bólowych. Nie pojawiły się żadne problemy oddechowe, a wydzielina z nosa jest znikoma.
Tegoroczne zimowe wieczory spędziłam pod kocem przed telewizorem lub z książką w ręce, a nie w stajni z presją, że muszę ruszyć konia, bo większość czasu spędza w boksie. Oczywiście miewałam wyrzuty sumienia, kiedy za oknem wiało, lało, grzmiało, że siwy nie stoi w stajence w taką niepogodę, bo po prostu, jak każdy nadwrażliwy właściciel, uczłowieczyłam ten gatunek i swoje potrzeby utożsamiałam z końskimi.
Życie pokazało dobitnie, że konie w dobrej kondycji fizycznej nie potrzebują stajni, derek, kwaterek, tylko stada, siana i życia na swoich “końskich” zasadach. Wszystkie te udogodnienia są potrzebne nam – opiekunom, czy też jeźdźcom i być może dlatego, tak ciężko jest nam z nich zrezygnować.
Faktycznie mój koń spędził prawie rok “na bezrobociu”. Spędzanie czasu zimą sprowadziło się do podawania meszu w południe, wspólnych spacerów w ręce po okolicy i zwykłych zabiegach pielęgnacyjnych średnio co drugi dzień.
Obecnie nie mam oczekiwań, co do tego, jak ma się prezentować. Oczywiście nie przestało mnie interesować jego samopoczucie fizyczne i psychiczne, wręcz przeciwnie – stało się ono dla mnie priorytetem. Chodzi o to, że mój koń w końcu może być koniem, bo nigdy nie był, ani w sumie nie miał zadatków na sportowca, a tak był traktowany przez większą część naszego wspólnego życia.
Wolny wybieg jako pensjonat
Poruszyłam kwestię wolnego wybiegu w artykule Chów wolnowybiegowy – czy to dobry wybór dla każdego konia i opiekuna. Uważam, że wolny wybieg to świetnie rozwiązanie dla osób jeżdżących rekreacyjnie – konie zdecydowanie są spokojniejsze i mniej reaktywne na zmiany środowiskowe. Nie zawsze trening i przyjazd do stajni musi wiązać się z jazdą, bo faktycznie w okresie jesienno-zimowym aura pogodowa bywa kapryśna i trudno wysuszyć mokrego konia, aby go osiodłać, dlatego byłoby idealnie, gdyby stajnie wolnowybiegowe dysponowały infrastrukturą, boksami, zadaszonym lonżownikiem, dobrym podłożem na maneżu, nawet i halą.
Doświadczenie wolnowybiegowe pokazało, że konie o dziwno stosunkowo rzadko korzystają z wiat w czasie niepogody – nasze stado zdecydowanie woli przebywać w lesie niż w wiacie, dlatego uważam, że niezmiernie ważną kwestią jest obecność drzew, zagajników na padokach.
Uważam, że mimo chowu bezstajennego, boksy powinny być dostępne w obiekcie, który jest pensjonatem. Różne sytuacje w ciągu ostatniego roku pokazały, że są wręcz niezbędne przy zabiegach weterynaryjnych, np. przed, czy po sedacji. Mogą też przydać się aby wysuszyć, rozgrzać konia, czy też podać leki (np. kroplówki).
Dobór pensjonariuszy na wolnym wybiegu jest również istotną kwestią (dotyczy to pewnie każdej stani). Wysłanie konia na łąkę i brak opieki ze strony właściciela na pewno nie jest wskazany, bo w chowie bezstajennym trudniej wyłapać końskie niedyspozycje przy braku regularnych wizyt.
Leczenie końskich dolegliwości, które dotykają całe stado, jak np. świerzb, wymaga współpracy i regularnych wizyt wszystkich właścicieli, a nie olania tematu i czekania, że samo przejdzie. Również niezmiernie ważna jest profilaktyka zdrowotna – pilnowanie kalendarza szczepień i odrobaczeń. Te informacje znajdziecie w artykule: Końska profilaktyka – cztery rzeczy o których musisz pamiętać oraz Kalendarz odrobaczania.
Podsumowując
- Zamiana boksu na wolny wybieg była trafną decyzją z punktu widzenia potrzeb konia.
- Wyjście poza strefę komfortu nie jest łatwe i należy przygotować się mentalnie na proces wejścia konia do stada, który może nie przebiec gładko.
- Każda zmiana stajni jest stresem dla konia i przyczynia się do spadku odporności o którą należy zadbać.
- Koń na wolnym wybiegu powinien przebywać na odpowiednio dużej i bezpiecznej przestrzeni z dostępem do wiaty, wody i najlepiej nieograniczonym dostępem do siana, również w sezonie wiosenno-letnim kiedy wypas na łące jest ograniczony.
- Ważna jest odpowiednia dystrybucja zasobów, tak aby każdy koń w stadzie bez względu na pozycję jaką zajmuje, miał do nich swobodny dostęp. Ograniczony dostęp jest źródłem zachowań agresywnych!
- Pensjonat, który oferuje chów wolnowybiegowy, powinien mieć przynajmniej dwa boksy z których można skorzystać w razie sytuacji awaryjnych – wizyta weterynaryjna, sedacja, choroba, kontuzja itp.
- Konia na wolny wybieg najlepiej wprowadzić na wiosnę lub z początkiem lata – po pierwsze inne konie są bardziej zajęte trawą, a nie gonieniem nowego towarzysza, po drugie zwierzę ma odpowiednio długi czas na adaptację i przystosowanie się do zimy.